Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 27 marca 2014

Przeciąganie liny i boks benzynowy...

         Pamiętam, jak w latach szkolnych jeździło się na wycieczki, obozy, ogniska i inne tego typu imprezy ;) Obowiązkowym punktem programu było oczywiście przeciąganie liny. Chyba każdy wie na czym to polega... A może niektórzy się za bardzo rozmarzyli i przeciągają do dziś? :) Tak mi się skojarzyło ostatnio... jak oglądałem taką oto sytuację na mojej stacji benzynowej ;) 
           W roli drużyny A - Pani, która podjechała zatankować swoje autko, drużyna B - dystrybutor, a lina - wiadomo - wąż z paliwem :) Miejsce gry - plac stacji paliw, stanowisko nr 6. Ilość zawodników - dwóch (człowiek i metalowa skrzynka :)

Runda 1.
            Zawodnik A podjeżdża pod dystrybutor, czyli do zawodnika B. Staje bokiem swoim autem. Wlew niestety ma z przeciwnej strony... Klientka postanawia przeciągnąć linę na swoją stronę celem skorzystania z usługi zawodnika B. Zaczyna się gra...
            Klientka ciągnie do siebie linę, napręża, mocno, coraz mocniej... próbuje sięgnąć do wlewu, nie daje rady, zawodnik B jest silny, nieustępliwy, nie daje za wygraną... Co robi kobietka? Nie poddaje się, szarpie mocno, z całych sił... wreszcie....??? Pada z twarzą na bagażniku, uderza pyszczkiem o karoserię... Proooszę Państwa... Pierwsza runda za nami... 1:0 dla dystrybutora...

Runda 2.
           Zawodnik A podnosi się, odkleja przepięknie wymalowaną twarzyczkę od karoserii, powstaje... Taaaaaak... Daje radę, wstaje! Nie poddał się!!!  Ściska mocno linę, ciągnie w prawo, w lewo, w górę, w dół.... Charakterystyczny ruch karku, strzykające kości kręgosłupa... Mina groźna, brwi skupione, czyżby przeciąganie liny przerodziło się w boks? Rozpoczyna się atak... Klientka próbuje stanowczo, szarpie zdecydowanie, grozi dystrybutorowi śmiercią, wyklina, wzbudza w sobie najgłębsze pokłady złości... Jednak zawodnik B stoi twardo, ani drgnie, nic nie robi sobie z gróźb klientki (bezczelny zakuty łeb!!!) Szarpnięcie, jeszcze jedno.... Zamach, pociągnięcie wężem.... iiiiii ???? Czy się uda?!?!?! Prrrroooooszę Paaaaaństwaaaaa co za emocjeeeee!!!!! Klienci dokoła szaleją!!! Ludzie na chodniku się zatrzymują, wszystkim brakuje oddechu, boooooooooo Klientka upaaaaaada na ziemię, słania się na kolanaaaach.... co za nokaut... Proszę Państwa, co to są za emocjeeee!!! Nie da się tego opisać słowami... Czy wstanie? Czy da radę??? Czy podniesie się z kolan???  (ależ szkoda tej pięknej sukienki!) Czy to już koniec? Nokaut w drugiej rundzie, to się często nie zdarza...
     Taaaaaaaaaaak!!! Jednogłośnie ogłoszono nokaut... Dystrybutor wygrywa!!! Jak dotąd to niekwestionowany mistrz w swojej kategorii super ciężkiej!!! Proszę Państwa, przypomnijmy historię tych zawodów - jeszcze nikomu nie udało się odebrać tego mistrzowskiego pasa!!!  Gratulacje, owacje na stojąco, brawa (naprawdę!) od publiczności.... Klientka zmieszana wstaje z kolan, nie protestuje, akceptuje wynik, uznaje siłę dystrybutora. To już koniec...
       Pokonana klientka wsiada do auta, zmienia stanowisko, ostrożnie tankuje, płaci i odjeżdża... A dystrybutor dzielnie stoi na stanowisku, gotów podjąć koleją rękawicę rzuconą przez zuchwałego siłacza...

P.S. Cała walka trwała 10 - 15 min... I tak po raz kolejny stacja benzynowa przerodziła się w ring...
       

sobota, 15 marca 2014

Dzień mężczyzny :D hurrraaaaa

         Mało kto wie, że taki dzień w ogóle istnieje w naszych kalendarzach... ale tak, tak, drogie Panie, taki Dzień jest - 10 marca ;) na szczęście!!!! Niestety -  ani stacja nie przewidziała rabatów dla nas - pracowników, ani dla żadnych innych mężczyzn - klientów. Nie było też żadnej Pani, która zabrałaby z tej okazji na obiad benzynowy swojego mężczyznę ukochanego lub przypadkowego :)

         Podsumowując - zupełna cisza...
         Nooo ale :) Życzenia mogą napływać cały czas :D :D :D

poniedziałek, 10 marca 2014

Dzień kobiet i prezentów moc...

          Dzień kobiet kojarzy mi się trochę z czasami słusznie minionymi - rajstopy, goździk w  prezencie i takie trochę paździerzowe komunistyczne klimaty. No cóż...
         To wyjątkowe święto płci przepięknej spędziłem... w pracy. I nie ma w tym niczego niezwykłego... W zasadzie, to  nic się nie działo, dzień jak co dzień. Od czasu do czasu jakaś niewiasta dostawała rabat. Aż tu nagle...
          Do kasy podchodzi para... On - pachnący, świetnie ubrany, uczesany, błyszczący... Pomyślałem - ma gust, styl, hmmm klasa... Ona? Delikatny makijaż, zmysłowe perfumy, stylizacja dobrana do urody i pogody... no po prostu para jak z okładki. Zapatrzeni w siebie, szczęśliwi, bogaci...
          Zatankowali swoje przepiękne błyszczące w słońcu auto... Pan wyciągnął błyszczącą tłustą kartę płatniczą... Pani omiatała błyszczącym wzrokiem swojego mężczyznę... I wtedy ŁUUUUP!!!! Jak grom z jasnego nieeebaaaa!!!!! On powiedział:
- Kochanie, wiesz co?
- No co Misiaczku?
- Dzisiaj jest dzień kobiet, nie? No to weź sobie wybierz co chcesz. Co byś zjadła? Hot doga, hamburgera, co? No weź coś, szybko mów no...
- Ooooo!!! - wykrzynkęła - to ja tortillę se wezmę.
          Ewidentnie sprawiała wrażenie zaszczyconej propozycją ukochanego. Patrzyłem na to i nie wierzyłem, bo gdybym zabrał swoją dziewczynę na stacje benzynową z okazji dnia kobiet, jak mniemam na obiad - to spaliłbym się ze wstydu i na miejscu tej dziewczynki podziękowałbym za współpracę... Romantyczna tortilla na stacji tylko we dwoje... i w otoczeniu benzynowego tłumu tankujących i pracowników stacji...

P.S. Romantyzm nie jedno ma imię...