Łączna liczba wyświetleń

sobota, 22 lutego 2014

Książę i żebrak... w odwrotnej kolejności ;)

          Już kilka razy wspominałem o taksówkarzach, odwiedzających mnie regularnie na stacji. Jedni sympatyczni - inni mniej. Jedni przyjeżdżają o północy w Sylwestra, inni ... no właśnie :)
              Niedawno podjeżdża taksówkarz. Wysiada... Podchodzę do niego i słyszę:
- Gaz szybko
Domyśliłem się, że chodzi temu Panu o to, że prosi mnie, żebym zatankował mu samochód:
- Za ile Pan sobie życzy?
- Dwadzieścia
Pomyślałem - trudno. Nie było to zbyt miłe - słuchać takiego burka wydającego komendy. No ale cóż... Nagle zorientowałem się, że jegomość zniknął. Oglądam się w lewo, w prawo, a ... on biegnie tak szybko, że mało butów nie pogubi... Wyglądało to naprawdę komicznie.
Podjechał inny taksówkarz... Wysiada. Rozgląda się. W pewnym momencie łapie się za głowę, kiwa z niedowierzaniem...
        Początkowo nie wiedziałem o co mu chodzi. Ale... kiedy dokładnie się przyjrzałem... W samochodzie... siedziała...  klientka taksówki ;) Więc wszystko jasne... Pan wziął kobitę, nie mógł ujechać, więc myk na stację ;) Aż konkurencja łapała się za głowę. Swoją drogą - profesjonalizmem nie zgrzeszył. No, ale przybiegł (w butach), wsiadł, i szybko odjechał. Ciekawe, co na to klientka...?
          Żeby nie było, że jest tak strasznie, to na obronę taksówkarzy mam przykład super porządnego kierowcy autka - skarbonki ;)  Pan Piotr, około 70 lat, z lekkim brzuszkiem. Zawsze elegancko, czysto ubrany - marynarka, krawat, świeża koszula... Samochód jak lusterko, czysty niezależnie od tego, czy za oknem plucha, deszcz, czy zawierucha. Taksówka i jej kierowca lśnią. Nie rzuca 200 zł żeby kupić wafelek (i przy okazji rozmienić). Zawsze kulturalny. Szarmancki wobec kobiet.... Przyjeżdża nad ranem po kawkę, zamieni dwa słowa,  potrafi używać słów dzień dobry, do widzenia itp Opowie co się dzieje w  mieście. Pan Piotr ma po prostu klasę...
           I co? Można?  Można!

wtorek, 11 lutego 2014

Taka tam drobnostka...

        Kolejna zmiana na stacji i garść świeżych ciekawostek... 
        Sprzedawcy na stacji benzynowej (ku zaskoczeniu wielu) niestety nie posiadają mennicy na zapleczu i nie produkują drobnych...
         Ostatniej nocy, około godziny 3, trafił mi się Pan... dość elegancko ubrany. Wracał chyba z imprezy, po której biedaczyna strasznie zgłodniał... Wziął napój, papieroski...i oczywiście hamburgera... Rachunek wyniósł 24 złote i 34 grosze - on dał mi całe 50 zł. Chcąc wydać mu równo 30 zł, poprosiłem grzecznie, czy może ma te 4 zł i 34 grosze... No i się zaczęło.... Mogłem nie pytać...
       Szuka....szuka...i grzebie, grzebie w tym swoim portfeliku.... Zdążył w tym czasie wysunąć w moim kierunku szczere pretensje... że co jeszcze?  może 5 groszy, 10? Może nie 34 a 54 a może 56 grosze sobie zażyczę? Co to za wymagania? Przecież to tylko stacja benzynowa. Co to ma być? Odgrażał mi się, że mógłby mi przecież dać 100 zł, albo 200 zł i wtedy bym miał problem z wydaniem reszty, że taka przysługę mi zrobił dając 50 zł a ja jeszcze śmiem o coś prosić...
         Generalnie, klient ten przypominał pewne warzywo, które powszechnie znajdujemy na swoich polskich stołach, które po odpowiednim przyrządzeniu służy do produkcji zupy wigilijnej - barszczyku czerwonego :)
          Pan był tak pochłonięty wymyślaniem coraz to nowych pretensji (łącznie z  powoływaniem się na brak kultury z mojej strony, albo, że spędził za granicą pół życia i tam nikt nie chce drobnych itd, itd...), iż nie zorientował się, że kiedy on grzebał i gadał, ja również grzebałem i wygrzebałem z innej kasy resztę. Więc już było po sprawie.
         Poinformowałem go, że to jego reszta, dziękuję i do widzenia. Aaaaale... jeśli myślisz, że to koniec, to się mylisz ;) Ów jegomość nie dawał za wygraną. Stwierdził teraz, że w takim razie on mi znajdzie te drobne. I od początku festiwal pretensji... Po co tyle się męczył, tyle trudu włożył w szukanie (więcej w gadanie, ale ooo tym nie wspomniał) a ja teraz nie chcę docenić jego wysiłku... Podziękowałem mu, próbując opanować emocje i przeprosiłem za ten niepotrzebny wysiłek, za te spalone kalorie przy szukaniu  monet ;) Ale on swoje od początku. Naprawdę musiał spalić sporo kalorii bo pretensjonalnego wigoru mu nie brakowało. Cała ta sytuacja trwała dobre 15 - 20 minut.... Ale temu akurat klientowi czasu nie było szkoda na kłótnie o 3 w nocy...
          No po prostu chodzące źródło barszczyku czerwonego... widziałem na własne oczy  ;)  ;) ;)

poniedziałek, 3 lutego 2014

Godzina zero...

          Północ, północ....  na stacji można powiedzieć... niezwykły czas. Kiedyś, jadąc samochodem w nocy chciałem zatankować. Wjeżdżam na stację - zamknięta. Jadę dalej. Rezerwa nie gaśnie już jakiś czas... Zajeżdżam na kolejną stację - zamknięta. Ludzie są w środku, ale jakby nie pracowali. Ktoś mi powiedział, że trzeba czekać, bo... jest północ... Byłem zdziwiony, trochę zdenerwowany, jak wszyscy...
           Teraz już wiem co dzieje się w samym środku nocy. Wiem to od środka... O godz: 00:00 następuje zamknięcie dobowe, podsumowanie całego dnia. Wtedy na chwile teoretycznie czas powinien się zatrzymać... Ja, jako pracownik, muszę zamknąć kasę, podliczyć pieniądze, wydrukować raporty z całego dnia. Wymaga to skupienia no i... jest na to mało czasu, bo trzeba pracować dalej w nowym dniu ;) Każdy kto przyjeżdża na stację o tej porze, powinien się liczyć z tym, że nie będzie obsłużony od ręki. Z mojego punktu widzenia to dla pracowników stacji baaaardzo pracowite i trudne kilka, kilkanaście minut.... Tempo duże, napięcie również, w końcu to pieniądze... i to spore, papiery raporty i... odpowiedzialność... Pochłonięty tym raportowaniem stwierdziłem po raz kolejny, że zza kasy fiskalnej świat stacji benzynowej wygląda osobliwie ;) O północy jakaś magiczna aura rozciąga się nad klientami stacji.... Mam wrażenie, że wszyscy pragną tankować (zwłaszcza gaz), masowo wzrasta pragnienie kupowania czegokolwiek, nagle klienci stają się głodni, bardzo głodni, a za drzwiami tworzy się dłuuuga kolejka.... wzrasta zniecierpliwienie, czasem poważne nerwy. No i co najdziwniejsze? Zaszczycają nas licznie taksówkarze! Niby zjedli zęby na samochodach i wszystkim co z samochodami związane... A tutaj co? Po przyjeździe na stację benzynową beztrosko odkrywają świat, nagle dowiadują się, że na stacji benzynowej jest północ i wre praca za kasami... więc nie zatankują tak szybko...
          Klienci stacji! Naprawdę nie jest tak, że my o północy mamy przerwę na kawę, zamykamy się na stacji i odpoczywamy, naprawdę nie ;) Dacie wiarę?