Łączna liczba wyświetleń

sobota, 5 lipca 2014

Gang staruszków...

          Nasza stacja posiada wielu stałych klientów. Bez nich dzień z życia mojej stacji byłby niezaliczony. Niektórzy startują do nas regularnie, np. pewien Pan prawie codziennie melduje się o 4 rano. Inii - różnie, kiedy mają czas. Wpadną, pogadają, opowiedzą co u nich w domu, zapytają się jak tam u nas. Czasem tylko wlecą kupią piwko, gazetę, fajeczki i wylecą:) Przyznaję się bez bicia, że są to klienci o podwyższonej "dozie" zaufania... Nie pilnuje się ich tak, jak innych. Czasem brakuje parę groszy, potem donoszą, generalnie zazwyczaj o tym pamiętają. To taki "swój klient" :D
          Niestety... stała trzyosobowa ekipa naszych starszych klientów nas zadziwiła... Od paru dni w dziwnie szybkim tempie znikała wędlinka, serki topione i mleko i inne tego typu rzeczy. Kradzieże są na porządku dziennym, więc stwierdziliśmy, że "tych gówniarzy trzeba lepiej pilnować"... Kiedyś koleżanka "w cywilu" przechadzała się po stacji. W tym samym momencie odwiedziło nas naszych troje stałych klientów z kategorii 70+. Jeden jak zawsze - po kawkę, podszedł do kasy zapłacić i zagadał co i jak. Codzienność, nic nadzwyczajnego.  Drugi i trzeci dziadek, jak zawsze przegląd prasy, potem po piwku w rączki i do kasy.                 Tymczasem... Nasza benzynowa agentka (koleżanka "w cywilu") wyczaiła GANG STARUSZKÓW. Jeden przy kasie rozmawia z naszym kolega, że co u żony, córki, kochanki, synka itd... A tych dwóch oprócz czytania gazetek, napychają kieszenie wędlinką, serkami. Do torby szybko mleczko i.... mało tego!!!! Jeden z nich pod kurtkę pakuje wycieraczki do szyb!!! Wszystko zgrabnie i płynnie, jak jeden podkrada to drugi zasłania i czyta... a trzeci papla przy kasie. 
      Akcja zorganizowana i przemyślana. Działała jak w zegareczku... I tak nasi stali klienci byli zakonspirowanym gangiem. Widocznie musieli być w partyzantce :) 


P.S. Oczywiście wszystko się wydało... Partyzantów nagrały kamery... A ile było tłumaczeń... to aż szkoda gadać. Tak, czy inaczej, zaufanie zaufaniem, a oczy trzeba mieć dookoła głowy :)

sobota, 31 maja 2014

Paliwo bezołowiowe - klient bezgłowy

            Wooow przekroczyłem tysiąc czytelników, mój pierwszy tysiąc :) Dzięki wielkie wszystkim, którzy tu zaglądają :D 
         Rzeczy, które dzieją się na stacji jest mnóstwo... niestety najczęściej nie są to przyjemne dla mnie zdarzenia. Kiedy siedzisz sobie za biurkiem, albo w domowym fotelu przed telewizorem, nie zdajesz sobie sprawy co dzieje się na stacjach benzynowych. A ja patrzę na szacownych klientów z boku i obserwuję co raz to nowe przykłady klientów bezgłowych... niestety.
        Będę dalej opisywał brutalną i nagą prawdę o moich klientach. Niestety tej złej strony mocy - chamstwa, prostactwa i cwaniactwa jest duuuuużo więcej niż kultury. No ale co poradzimy? Taki mamy świat :D Tak, czy inaczej dziękuję za ten 1000 odwiedzin :)  No i oczywiście mam nadzieję, że Ty, drogi czytelniku jesteś po dobrej stronie benzynowej mocy :D 

Pozdrawiam!

P.S. Jeżeli masz jakąś ciekawą historię bezołowiową, podziel się ze mną ! Napisz tutaj w komentarzu, na moim fejsie albo na maila : ciezkiebezolowiowe@gmail.com 

środa, 21 maja 2014

Co by powiedział Marszałek...?

         No no no... :D Dawno nic nie pisałem :)  Cisza związana była głównie z urlopem od stacji - parę dni i udało mi się złapać trochę świeżego powietrza, bez dodatku węglowodorów alifatycznych :) oraz zaznać świętego spokoju. Jak dla mnie to całkiem sporo wolnego, odpocząłem sobie, nabierałem pozytywnej energii, żeby wrócić naładowany na stacje, do pracy, do ciężkiego bezołowiowego życia :D 
         No i jestem! Pełen entuzjazmu, uśmiechu - wróciłem !   :)

         Wczoraj dopadła mnie benzynowa rzeczywistość i .... 12 godzinna dawka pracy... Wystarczyło 30 min na stanowisku, żeby uśmiech z mojej twarzy zaczął znikać... Generalnie lubię swoją pracę i ludzi, którzy ze mną pracują. No ale... hmmmm brakuje czasami kultury po drugiej stronie kasy... Przez te kilka dni udało mi się zapomnieć o benzynowych problemach w stylu: brak drobnych, słowne wyrzutki w moim kierunku, no i oczywiście sławne już pytania o wszystko... Pamiętacie torcik lodowy? Albo fajerwerki? No właśnie o to mi chodzi... Stacja jako taki supermarket ze wszystkimi produktami świata... No i tej agresji mi chyba nie brakowało... 
           Kiedyś Piłsudski powiedział:  Naród wspaniały, tylko ludzie kurwy... Wiem, że to brzmi mocno... i wiem, że On nie był nigdy na mojej stacji benzynowej i nie widział i nie słyszał tego, co ja.... A do jakich ciekawych wniosków doszedł :D :D  No hmm... tak jakoś mi się przypomniało wczoraj...Na szczęście  zostało jeszcze mnóstwo tych pozytywnych ludzi :D 

P.S. Wszystkich wspaniałych ludzi i cały wspaniały Naród zapraszam, jakby co, do mojej kasy :D 

środa, 30 kwietnia 2014

WielkaNocny WielkiHotDog

   Wieeeeelki Czwartek, Wieeeeeelki Piątek,Wieeeeeelka Sobota i wydawałoby się WIEEEEEELKAAAAAANIOOOOOC a tu niestety.... Wielka mistyfikacja .... i tylko WielkieJaja. Udawanie, celebrowanie na pokaz i na przymus. Kapitalizm wygrał z tradycją, Tak to niestety wyglądało zza mojej kasy na stacji. Chciał traf*, że miałem zmianę w ten najważniejszy w roku czas dla wierzących owieczek. Spodziewałem się, że żywego ducha nie zobaczę na stacji, że wyłączymy piece, grille i inne mięsne rarytasy odłożymy na bok - w końcu post!!!  A tu nie dość, że mięso, to jeszcze całkiem tłusty, porządny, dorodny.... klops. Naród niczym tsunami wlewał się drzwiami i oknami, głodny jak zawsze no i jeszcze bardziej zły, spragniony hot dogów benzynowych i innych pyszności.
         Naprawdę rozczulił mnie widok wielkanocnego koszyczka niesionego z lub do kościoła w jednym ręku, a w drugim cooo?? No oczywiście! A jakże! Dorodny pachnący hot-dog i to najlepiej taki XXL, albo podwójny hamburger ociekający tłuszczem ;) No komedia po prostu ;)
          No chyba, że jest jeszcze jedna ewentualność... Hot doga, hamburgerka do koszyczka i tup tup do kościółka ;) W sam raz takie... świąteczne danie ;)
       
* W tym miejscu to to samo, co pech.

piątek, 11 kwietnia 2014

Klient nasz Pan i tyle.

          Często zdarza się, nie wiedzieć czemu, że na osiem stanowisk do tankowania pięć jest wolnych, a przy trzech ustawia się dłuuuuuga kolejka aut. Zastanawiam się nad tym od jakiegoś czasu... ale to bardziej zadanie dla psychologa. Niby tak bardzo się wszyscy śpieszymy... a tymczasem na mojej stacji klienci widocznie uwielbiają stać w kolejce.
          Kiedyś wymyśliłem sobie zadowalające wytłumaczenie :) Być może wlew paliwa autka mają akurat z tej strony i czekają w kolejce konkretnie do takiego dystrybutora, żeby łatwiej tankować...? Nie minął tydzień odkąd zaznałem spokoju dzięki mojemu wytłumaczeniu i co? Odpowiedź przyszła sama i jak zwykle w mojej pracy rzeczywistość okazała się trudniejsza niż myślałem....
          Z ciekawości, i jak się potem okazało na własne nieszczęście, postanowiłem zapytać jednego z klientów, czemu stał w kolejce ponad 10 minut, skoro pozostałe pięć stanowisk było wolnych... No i się zaczęło! Jazda bez trzymanki ;) Otóż po pierwsze moje pytanie bardzo zdziwiło tego Pana. Po drugie trochę się obruszył, i tonem nieznoszącym sprzeciwu odparł, że on zawsze tankuje z dwójki, bo tam jest najlepsze paliwo i to jest jego dystrybutor. Odpowiedź mnie zdziwiła jeszcze bardziej niż jego zdziwienie moim pytaniem ;) Ale to nie koniec, bo teraz to On postanowił kontratakować i zapytał mnie o taką rzecz: właściwie to dlaczego na tej dwójce, to są lepsze paliwa niż na pozostałych stanowiskach?
         Oczy miałem jak pięciozłotówki. Już któryś raz klient wypalił do mnie z takim tekstem, że nie wiem co powiedzieć. Przez chwilę stałem jak wryty, ale zacząłem tłumaczyć, że przecież jest jeden wielki zbiornik podziemny i z każdego leci to samo paliwo ;) Klient nie wierzył, upierał się przy swoim... Wtedy do dyskusji włączyła się moja koleżanka starsza stażem, z doświadczeniem i wytłumaczyła Panu o co chodzi:
- Proszę Pana bo te na 2 to jest od Merkel, a reszta jest od Putina.
         To był dzień moich zdziwień. Spojrzałem się na nią i się roześmiałem. A jeszcze bardziej rozbawiło a wręcz "powaliło" mnie to, że ów "Pan od dwójki" w to uwierzył... I poszedł zadowolony ;)

P.S. Naprawdę zawsze trzeba mówić ludziom to, co chcą usłyszeć?

czwartek, 27 marca 2014

Przeciąganie liny i boks benzynowy...

         Pamiętam, jak w latach szkolnych jeździło się na wycieczki, obozy, ogniska i inne tego typu imprezy ;) Obowiązkowym punktem programu było oczywiście przeciąganie liny. Chyba każdy wie na czym to polega... A może niektórzy się za bardzo rozmarzyli i przeciągają do dziś? :) Tak mi się skojarzyło ostatnio... jak oglądałem taką oto sytuację na mojej stacji benzynowej ;) 
           W roli drużyny A - Pani, która podjechała zatankować swoje autko, drużyna B - dystrybutor, a lina - wiadomo - wąż z paliwem :) Miejsce gry - plac stacji paliw, stanowisko nr 6. Ilość zawodników - dwóch (człowiek i metalowa skrzynka :)

Runda 1.
            Zawodnik A podjeżdża pod dystrybutor, czyli do zawodnika B. Staje bokiem swoim autem. Wlew niestety ma z przeciwnej strony... Klientka postanawia przeciągnąć linę na swoją stronę celem skorzystania z usługi zawodnika B. Zaczyna się gra...
            Klientka ciągnie do siebie linę, napręża, mocno, coraz mocniej... próbuje sięgnąć do wlewu, nie daje rady, zawodnik B jest silny, nieustępliwy, nie daje za wygraną... Co robi kobietka? Nie poddaje się, szarpie mocno, z całych sił... wreszcie....??? Pada z twarzą na bagażniku, uderza pyszczkiem o karoserię... Proooszę Państwa... Pierwsza runda za nami... 1:0 dla dystrybutora...

Runda 2.
           Zawodnik A podnosi się, odkleja przepięknie wymalowaną twarzyczkę od karoserii, powstaje... Taaaaaak... Daje radę, wstaje! Nie poddał się!!!  Ściska mocno linę, ciągnie w prawo, w lewo, w górę, w dół.... Charakterystyczny ruch karku, strzykające kości kręgosłupa... Mina groźna, brwi skupione, czyżby przeciąganie liny przerodziło się w boks? Rozpoczyna się atak... Klientka próbuje stanowczo, szarpie zdecydowanie, grozi dystrybutorowi śmiercią, wyklina, wzbudza w sobie najgłębsze pokłady złości... Jednak zawodnik B stoi twardo, ani drgnie, nic nie robi sobie z gróźb klientki (bezczelny zakuty łeb!!!) Szarpnięcie, jeszcze jedno.... Zamach, pociągnięcie wężem.... iiiiii ???? Czy się uda?!?!?! Prrrroooooszę Paaaaaństwaaaaa co za emocjeeeee!!!!! Klienci dokoła szaleją!!! Ludzie na chodniku się zatrzymują, wszystkim brakuje oddechu, boooooooooo Klientka upaaaaaada na ziemię, słania się na kolanaaaach.... co za nokaut... Proszę Państwa, co to są za emocjeeee!!! Nie da się tego opisać słowami... Czy wstanie? Czy da radę??? Czy podniesie się z kolan???  (ależ szkoda tej pięknej sukienki!) Czy to już koniec? Nokaut w drugiej rundzie, to się często nie zdarza...
     Taaaaaaaaaaak!!! Jednogłośnie ogłoszono nokaut... Dystrybutor wygrywa!!! Jak dotąd to niekwestionowany mistrz w swojej kategorii super ciężkiej!!! Proszę Państwa, przypomnijmy historię tych zawodów - jeszcze nikomu nie udało się odebrać tego mistrzowskiego pasa!!!  Gratulacje, owacje na stojąco, brawa (naprawdę!) od publiczności.... Klientka zmieszana wstaje z kolan, nie protestuje, akceptuje wynik, uznaje siłę dystrybutora. To już koniec...
       Pokonana klientka wsiada do auta, zmienia stanowisko, ostrożnie tankuje, płaci i odjeżdża... A dystrybutor dzielnie stoi na stanowisku, gotów podjąć koleją rękawicę rzuconą przez zuchwałego siłacza...

P.S. Cała walka trwała 10 - 15 min... I tak po raz kolejny stacja benzynowa przerodziła się w ring...
       

sobota, 15 marca 2014

Dzień mężczyzny :D hurrraaaaa

         Mało kto wie, że taki dzień w ogóle istnieje w naszych kalendarzach... ale tak, tak, drogie Panie, taki Dzień jest - 10 marca ;) na szczęście!!!! Niestety -  ani stacja nie przewidziała rabatów dla nas - pracowników, ani dla żadnych innych mężczyzn - klientów. Nie było też żadnej Pani, która zabrałaby z tej okazji na obiad benzynowy swojego mężczyznę ukochanego lub przypadkowego :)

         Podsumowując - zupełna cisza...
         Nooo ale :) Życzenia mogą napływać cały czas :D :D :D

poniedziałek, 10 marca 2014

Dzień kobiet i prezentów moc...

          Dzień kobiet kojarzy mi się trochę z czasami słusznie minionymi - rajstopy, goździk w  prezencie i takie trochę paździerzowe komunistyczne klimaty. No cóż...
         To wyjątkowe święto płci przepięknej spędziłem... w pracy. I nie ma w tym niczego niezwykłego... W zasadzie, to  nic się nie działo, dzień jak co dzień. Od czasu do czasu jakaś niewiasta dostawała rabat. Aż tu nagle...
          Do kasy podchodzi para... On - pachnący, świetnie ubrany, uczesany, błyszczący... Pomyślałem - ma gust, styl, hmmm klasa... Ona? Delikatny makijaż, zmysłowe perfumy, stylizacja dobrana do urody i pogody... no po prostu para jak z okładki. Zapatrzeni w siebie, szczęśliwi, bogaci...
          Zatankowali swoje przepiękne błyszczące w słońcu auto... Pan wyciągnął błyszczącą tłustą kartę płatniczą... Pani omiatała błyszczącym wzrokiem swojego mężczyznę... I wtedy ŁUUUUP!!!! Jak grom z jasnego nieeebaaaa!!!!! On powiedział:
- Kochanie, wiesz co?
- No co Misiaczku?
- Dzisiaj jest dzień kobiet, nie? No to weź sobie wybierz co chcesz. Co byś zjadła? Hot doga, hamburgera, co? No weź coś, szybko mów no...
- Ooooo!!! - wykrzynkęła - to ja tortillę se wezmę.
          Ewidentnie sprawiała wrażenie zaszczyconej propozycją ukochanego. Patrzyłem na to i nie wierzyłem, bo gdybym zabrał swoją dziewczynę na stacje benzynową z okazji dnia kobiet, jak mniemam na obiad - to spaliłbym się ze wstydu i na miejscu tej dziewczynki podziękowałbym za współpracę... Romantyczna tortilla na stacji tylko we dwoje... i w otoczeniu benzynowego tłumu tankujących i pracowników stacji...

P.S. Romantyzm nie jedno ma imię...

sobota, 22 lutego 2014

Książę i żebrak... w odwrotnej kolejności ;)

          Już kilka razy wspominałem o taksówkarzach, odwiedzających mnie regularnie na stacji. Jedni sympatyczni - inni mniej. Jedni przyjeżdżają o północy w Sylwestra, inni ... no właśnie :)
              Niedawno podjeżdża taksówkarz. Wysiada... Podchodzę do niego i słyszę:
- Gaz szybko
Domyśliłem się, że chodzi temu Panu o to, że prosi mnie, żebym zatankował mu samochód:
- Za ile Pan sobie życzy?
- Dwadzieścia
Pomyślałem - trudno. Nie było to zbyt miłe - słuchać takiego burka wydającego komendy. No ale cóż... Nagle zorientowałem się, że jegomość zniknął. Oglądam się w lewo, w prawo, a ... on biegnie tak szybko, że mało butów nie pogubi... Wyglądało to naprawdę komicznie.
Podjechał inny taksówkarz... Wysiada. Rozgląda się. W pewnym momencie łapie się za głowę, kiwa z niedowierzaniem...
        Początkowo nie wiedziałem o co mu chodzi. Ale... kiedy dokładnie się przyjrzałem... W samochodzie... siedziała...  klientka taksówki ;) Więc wszystko jasne... Pan wziął kobitę, nie mógł ujechać, więc myk na stację ;) Aż konkurencja łapała się za głowę. Swoją drogą - profesjonalizmem nie zgrzeszył. No, ale przybiegł (w butach), wsiadł, i szybko odjechał. Ciekawe, co na to klientka...?
          Żeby nie było, że jest tak strasznie, to na obronę taksówkarzy mam przykład super porządnego kierowcy autka - skarbonki ;)  Pan Piotr, około 70 lat, z lekkim brzuszkiem. Zawsze elegancko, czysto ubrany - marynarka, krawat, świeża koszula... Samochód jak lusterko, czysty niezależnie od tego, czy za oknem plucha, deszcz, czy zawierucha. Taksówka i jej kierowca lśnią. Nie rzuca 200 zł żeby kupić wafelek (i przy okazji rozmienić). Zawsze kulturalny. Szarmancki wobec kobiet.... Przyjeżdża nad ranem po kawkę, zamieni dwa słowa,  potrafi używać słów dzień dobry, do widzenia itp Opowie co się dzieje w  mieście. Pan Piotr ma po prostu klasę...
           I co? Można?  Można!

wtorek, 11 lutego 2014

Taka tam drobnostka...

        Kolejna zmiana na stacji i garść świeżych ciekawostek... 
        Sprzedawcy na stacji benzynowej (ku zaskoczeniu wielu) niestety nie posiadają mennicy na zapleczu i nie produkują drobnych...
         Ostatniej nocy, około godziny 3, trafił mi się Pan... dość elegancko ubrany. Wracał chyba z imprezy, po której biedaczyna strasznie zgłodniał... Wziął napój, papieroski...i oczywiście hamburgera... Rachunek wyniósł 24 złote i 34 grosze - on dał mi całe 50 zł. Chcąc wydać mu równo 30 zł, poprosiłem grzecznie, czy może ma te 4 zł i 34 grosze... No i się zaczęło.... Mogłem nie pytać...
       Szuka....szuka...i grzebie, grzebie w tym swoim portfeliku.... Zdążył w tym czasie wysunąć w moim kierunku szczere pretensje... że co jeszcze?  może 5 groszy, 10? Może nie 34 a 54 a może 56 grosze sobie zażyczę? Co to za wymagania? Przecież to tylko stacja benzynowa. Co to ma być? Odgrażał mi się, że mógłby mi przecież dać 100 zł, albo 200 zł i wtedy bym miał problem z wydaniem reszty, że taka przysługę mi zrobił dając 50 zł a ja jeszcze śmiem o coś prosić...
         Generalnie, klient ten przypominał pewne warzywo, które powszechnie znajdujemy na swoich polskich stołach, które po odpowiednim przyrządzeniu służy do produkcji zupy wigilijnej - barszczyku czerwonego :)
          Pan był tak pochłonięty wymyślaniem coraz to nowych pretensji (łącznie z  powoływaniem się na brak kultury z mojej strony, albo, że spędził za granicą pół życia i tam nikt nie chce drobnych itd, itd...), iż nie zorientował się, że kiedy on grzebał i gadał, ja również grzebałem i wygrzebałem z innej kasy resztę. Więc już było po sprawie.
         Poinformowałem go, że to jego reszta, dziękuję i do widzenia. Aaaaale... jeśli myślisz, że to koniec, to się mylisz ;) Ów jegomość nie dawał za wygraną. Stwierdził teraz, że w takim razie on mi znajdzie te drobne. I od początku festiwal pretensji... Po co tyle się męczył, tyle trudu włożył w szukanie (więcej w gadanie, ale ooo tym nie wspomniał) a ja teraz nie chcę docenić jego wysiłku... Podziękowałem mu, próbując opanować emocje i przeprosiłem za ten niepotrzebny wysiłek, za te spalone kalorie przy szukaniu  monet ;) Ale on swoje od początku. Naprawdę musiał spalić sporo kalorii bo pretensjonalnego wigoru mu nie brakowało. Cała ta sytuacja trwała dobre 15 - 20 minut.... Ale temu akurat klientowi czasu nie było szkoda na kłótnie o 3 w nocy...
          No po prostu chodzące źródło barszczyku czerwonego... widziałem na własne oczy  ;)  ;) ;)

poniedziałek, 3 lutego 2014

Godzina zero...

          Północ, północ....  na stacji można powiedzieć... niezwykły czas. Kiedyś, jadąc samochodem w nocy chciałem zatankować. Wjeżdżam na stację - zamknięta. Jadę dalej. Rezerwa nie gaśnie już jakiś czas... Zajeżdżam na kolejną stację - zamknięta. Ludzie są w środku, ale jakby nie pracowali. Ktoś mi powiedział, że trzeba czekać, bo... jest północ... Byłem zdziwiony, trochę zdenerwowany, jak wszyscy...
           Teraz już wiem co dzieje się w samym środku nocy. Wiem to od środka... O godz: 00:00 następuje zamknięcie dobowe, podsumowanie całego dnia. Wtedy na chwile teoretycznie czas powinien się zatrzymać... Ja, jako pracownik, muszę zamknąć kasę, podliczyć pieniądze, wydrukować raporty z całego dnia. Wymaga to skupienia no i... jest na to mało czasu, bo trzeba pracować dalej w nowym dniu ;) Każdy kto przyjeżdża na stację o tej porze, powinien się liczyć z tym, że nie będzie obsłużony od ręki. Z mojego punktu widzenia to dla pracowników stacji baaaardzo pracowite i trudne kilka, kilkanaście minut.... Tempo duże, napięcie również, w końcu to pieniądze... i to spore, papiery raporty i... odpowiedzialność... Pochłonięty tym raportowaniem stwierdziłem po raz kolejny, że zza kasy fiskalnej świat stacji benzynowej wygląda osobliwie ;) O północy jakaś magiczna aura rozciąga się nad klientami stacji.... Mam wrażenie, że wszyscy pragną tankować (zwłaszcza gaz), masowo wzrasta pragnienie kupowania czegokolwiek, nagle klienci stają się głodni, bardzo głodni, a za drzwiami tworzy się dłuuuga kolejka.... wzrasta zniecierpliwienie, czasem poważne nerwy. No i co najdziwniejsze? Zaszczycają nas licznie taksówkarze! Niby zjedli zęby na samochodach i wszystkim co z samochodami związane... A tutaj co? Po przyjeździe na stację benzynową beztrosko odkrywają świat, nagle dowiadują się, że na stacji benzynowej jest północ i wre praca za kasami... więc nie zatankują tak szybko...
          Klienci stacji! Naprawdę nie jest tak, że my o północy mamy przerwę na kawę, zamykamy się na stacji i odpoczywamy, naprawdę nie ;) Dacie wiarę?

czwartek, 23 stycznia 2014

Pociąg do lotka...

          Lotek Lotek i... jeszcze raz Lotek! Niedawno pisałem, że są ludzie, którzy nie wytrzymują chwili bez obstawienia lotka.... Kiedy zbliża się kumulacja, obserwujemy nasilające się objawy dosłownie orgii lotkowej. Setki ludzi chce zostać milionerami. W sumie nic dziwnego... każdy chyba kiedyś zagrał. Pewnie nie raz, co?
          Niby nic w tym dziwnego ale jak zawsze musi być jakieś, "aaaaaale".... Otóż ostatnio przyszedł właśnie po lotka pewien mocno starszy pan. Stanął w kolejce do mojej koleżanki i mówi:
          - Poproszę CIĄGNIENIE !!! (tak, tak... nie wydaje Ci się, tak powiedział)
Ona patrzy na niego z politowaniem. Oczy ma wielkie ze zdziwienia. Stwierdza, że nie rozumie i pyta:
         - Przepraszam, o co panu chodzi...???
On powtarza swoją prośbę:
        - CIĄGNIENIE chcę...
Nie dając za wygraną dopytuje się biedna o co mu chodzi.... Starszy Pan z lekkim nerwem powtarza:
        - Ja chcę CIĄGNIENIE!!!!
Myślałem, że nie wyrobię ze śmiechu. Ale, że leciwy klient wyraźnie się irytował, postanowiłem bohatersko ruszyć na pomoc koleżance zapytywanej o dość zjawiskowe "ciągnienie". Zaczynam mu wymieniać poszczególne zakłady możliwe do obstawienia: duży lotek, mały lotek, z plusem, bez plusa, zdrapki itd..... Ale on dalej swoje:
       - Ja CIĄGNIENIE chcę, rozumie pan?
Po dłuuuuuuuuuuugiej wymianie zdań, doszliśmy do porozumienia. Nie chodziło mu o kupon. Chciał od nas WYNIKI lotka...
        W życiu bym nie wpadł, że "ciągnienie" w ustach starszego pana znaczy tyle....i... tylko tyle...    :)

P.S. Nie wygrał biedaczek...
      

piątek, 17 stycznia 2014

Takie cudo... to tylko raz na jakiś czas ;)

           Uff nareszcie w domu, po nocy. A nawet po dwóch nocach z rzędu i to w dodatku weekendowych :)
          Pierwsza (jak można było przewidzieć) - mnóstwo imprezowiczów, będących przed, w trakcie i po imprezie. Kategoria pierwsza "przed" - nie sprawia problemu. Kategorie "w trakcie" i "po"... no cóż... Jak to w takich sytuacjach bywa - społeczeństwo staje się niestabilne, chwiejne (jakoś zawsze tak jest, że wtedy mocniej wiatr powiewa ;) i.... wygłodniałe. Nie było łatwo. Pewnie często na stacjach benzynowych widujecie paróweczki rozkosznie toczące się, wytapiające tłuszczyk i ... czekające na Twoje zęby ;) Taki właśnie grill, obracający te pyszności, co chwila był opróżniany dzięki naszym głooooooodnym rozchwianym klientom. Pierwsza pracowita noc mijała głownie na... produkcji jedzonka :)
          Druga noc w pracy, (kiedy to pogoda nie sprzyja błąkającym się duszom po mieście), zapowiadała się dłuuuuuuga, ale łatwa i przyjemna. Znowu, jak to bywa na stacji, pomyliłem się. Naród pchał się drzwiami i oknami, istne oblężenie. Tradycyjnie (jak to w weekendową noc bywa) większość klientów posiadała niemałe problemy z równowagą. Co drugi miał problem z wprowadzeniem PINu do karty. Bywa tak często, że w takie noce promile biorą górę nad naszymi zdolnościami pamięciowymi :) Okazywało się, że trzeba było odejść z kwitkiem.... Na szczęście (tym razem) klienci z promilami byli nieawanturujący się ;) 
          Wspomnę tu o jednym kliencie. Niby nic, a jednak niezwykłe.... Pan, ubrany skromnie, bez zbędnego szału i ozdób. Podchodzi do kasy....i tu zaskoczenie. Nie rzuca haseł typu: "tak", "nie", "co?", "z dwójki tankowałem", "nooo" i inne zwroty... Tylko...zaczyna.... MÓWIĆ :) I to jak?!  Piękną, pełnozdaniową polszczyzną... coś niesamowitego. Mało tego!!! Używał tak niespotykanych zwrotów, jak: "Proszę bardzo", "Dziękuję bardzo" a nawet.... "Dzień dobry" i "Do widzenia" Pełen komplet grzecznościowy!!! :) :) :) 
          Przyzwyczajony do stacyjnego slangu, aż sam nie wiedziałem jak mam zareagować, co odpowiedzieć. Byłem pod wrażeniem. To było coś wspaniałego - móc usłyszeć pełną kulturę wypowiedzi... Szkoda tylko, że na całą noc przypadło tylko... jedno takie cudo ;)

piątek, 10 stycznia 2014

Głodni, źli i w kolejce...

          6 stycznia - jeden dzień świąt, od jakiegoś czasu dzień wolny od pracy. I ... dzień narodowej (mam wrażenie) rozpaczy. Powstał niemal narodowy problem. Naród nie ma co jeść, zwierzęta nie mają co jeść, ludzie nad wyraz zdenerwowani ;) Jest kilka takich dni w roku, pojedynczych, wolnych od pracy, czyli... 
         Kolejka na naszej stacji w Trzech Króli, jak w kronikach telewizyjnych z PRL. Chleb znika w ciągu kilku minut, nie nadążaliśmy go wypiekać. Ludzie brali garściami po kilka bochenków, kilkadziesiąt bułek naraz. Pytałem koleżanki w między czasie czy jakaś wojna idzie? Kataklizm? Huragan? Powódź? Czy o co tu chodzi??? Dzikie tłumy wygłodniałych klientów na stacji benzynowej..., którzy nie kupują paliwa, tylko rzucają się na wszystko inne ;) Ciekawe...
         Pewna kobieta stała lekko z 15 min w kolejce. Czeka. Czeka. Czeka. Przesuwa się do przodu. Czeka. Czeka. Czeka. Znów kawałek bliżej. Czeka. Czeka. Czeka. Jeszcze tylko jedna osoba przed nią. Więc... Czeka. Czeka. Czeka. Dochodzi do kasy.... i....? Myślałem, że pęknę ze śmiechu ;) Powiedziała:
          - Poproszę jedno jajko z niespodzianką...
W tej chwili już nie wytrzymałem ze śmiechu. Biedna kobitka czekała tyle czasu w kolejce. Przed nią naród wygrzebywał pieczywo do ostatniej bułeczki.... A ona? Czekała cierpliwie... po jajeczko :) Urocze, prawda?
          Ale, żeby nie było tak całkiem źle, to muszę przyznać, że miałem też klienta, który akurat wykonał tego dnia najbardziej logiczne zakupy na stacji benzynowej :)  Zatankował samochód. Kupił paliwo. W takim dniu jak Trzech Króli... niby oczywiste a jednak niezwykłe ;) `Ten biedaczyna nie spodziewał się chyba, że będzie musiał odstać swoje w kolejce.... (w której tkwiła jeszcze pani po jajko). Przed nim stali dzielnie inni - po chleb, masło, mleko, alkohol. Stali po wszystko tylko nie po paliwo. Mnóstwo pytań w stylu:
          - Czy jest karma jakaś dla zwierząt? (Jakbyśmy mieli szyld "Sklep zoologiczny" zamiast "Stacja benzynowa").
        Nawiasem mówiąc, wydaje mi się, że nawet jak nie mam w domu psiego jedzonka, to zawsze coś się w lodówce zajdzie :) Pies chyba nie pogardzi kawałkiem kiełbaski z kanapki właściciela ;) Nie latałbym po stacjach benzynowych w poszukiwaniu jedzenia dla psa... No aaaaale może źle myślę...
          Tymczasem wróćmy do naszego klienta tankującego paliwo...Ten delikwent stojąc w kolejce w takim towarzystwie wyglądał dość osobliwie. Kiedy dotarł do kasy... pękł ze złości!!!! Zdenerrrrrrrwowany wyładował swoją frustrację... na kogo??? I krzyczy, że co to ma być, że on tankuje, że tu jakaś kolejka nie wiadomo jaka, itd, itd.... Nie używał sobie na ludziach stojących po chleb, masełko, czy mleko. Nawet nie nakrzyczał na panią z jajkiem, tylko... na nas, na sprzedawców, jakbyśmy byli temu winni... 
       No cóż, znowu zadziałała magia świąt, Tym razem jednodniowego Święta Trzech Króli.... Ludzie głodni, źli, brak w domach wszystkiego - chleba, chipsów, warzyw, napojów i wódki. Szóstego stycznia nawet zwierzęta domowe głodowały... Tylko ciekawe kto bardziej... one, czy właściciele :) :) :) 

czwartek, 2 stycznia 2014

NOWY ROCZEK :)))

          Po raz pierwszy w swoim życiu sylwestra przyszło mi spędzić w pracy (spodziewałem się, że kiedyś nastąpi taki dzień). W dodatku na stacji benzynowej (tego się nigdy nie spodziewałem)...
      Ta noc minęła mniej więcej tak, jak przypuszczałem - dużo ludzi, dużo sprzedanego alkoholu, papierosów i... gumek na sylwestrową zabawę ;) Sporo klientów krzyczących "Szczęśliwego Nowego Roku!!!" To całkiem miłe :) Zagraniczni klienci zostawiali nawet jakieś noworoczne napiwki, polscy nieco inaczej - czekali dzielnie nawet na 1 grosz reszty... czyli wszystko w normie ;)
          Tradycyjnie nie zabrakło zbłąkanych duszyczek w stylu "ratuj stacjo benzynowa", podobnych do tych ze świąt Bożego Narodzenia ;) Pytali o majonez, chleb, jajka, pomidory. Ale najbardziej tej nocy zdziwiło mnie pytanie:
         - Czy są fajerwerki?
      Produkt tak wystrzałowy jak petardy itd. to, hmmmm chyba niezbyt trafiony pomysł na stacji benzynowej, prawda?
         Nie powiem, dużo osób było bardzo sympatycznych. O dziwo, tego dnia ludzie byli bardziej mili niż w Święta Bożego narodzenia... Ciekawe... Może to magia alkoholu tak działa? Albo imprezowy nastrój... Nie wiem...
       Zabawne było oglądanie młodych gimnazjalnych "mężczyzn", próbujących kupić wódkę, piwo czy papierosy :) Chód z charakterystycznym bujaniem wątłymi barkami, buziaczki jakieś takie powykrzywiane, niebyt ogarnięte słownictwo noooo i oczywiście przekonanie o swojej wyższości. Za tym sznurek wzdychających wypudrowanych, różowych "pań" z gimnazjum. Te oczy tęskniące za wódeczką, ten wzrok wbity w swojego mężczyznę (13, może 14 - latka) bohatersko zdobywającego towar pierwszej potrzeby :) Eeeeeh.... generalnie byłem "strasznym sprzedawcą" i "nie znam życia"... Po zapytaniu o dowód osobisty, napięte mięśnie w puchowej kurtce malały, twarzyczka czerwieniała i... zakłopotanie pojawiało się na twarzy dziecięcia :)  Odprowadzałem wzrokiem takiego "zdobywcę" do wyjścia. Szedł do swojej "lejdi" i niestety... musiał powiedzieć wybrance, że alkoholu nie zdobył :) Przyszedł jako dumny "mężczyzna" a odszedł jak zwykle ... zgodnie z prawdą - jako dziecko...  :) :) :)
         Oczywiście jeżeli sądzisz, że o północy w sylwestra nie powinno być nikogo na stacji ... to jesteś w błędzie. O 23.57, kiedy to planowaliśmy z resztą załogi złożyć sobie życzenia noworoczne, rozległ się (trrrrrrrrrrr......) radosny dźwięk dzwonka, zachęcający do zatankowania LPG... I kto mógł przyjechać? Kto? No kto? TAAAK!!! Taksówkarz ;) Pomyślałem... hmmm (domyśl się co pomyślałem :) ) Z grubsza, że trzeba mieć tupet, albo niemieć szacunku do ludzi...  Z drugiej strony to moja praca a on jest moim klientem. Więc ubrałem piękną firmową kurteczkę. I...w nowy 2014 rok wkroczyłem..... przyklejony do dystrybutora, tankując LPG. Chciałem zadzwonić do bliskich, złożyć życzenia... aaaale sylwestra spędziłem z niezbyt urodziwym taksówkarzem z autem w nagłej potrzebie  ;) 
          Aaaaaale tymczasem...Pojawiła się Pani, kategoria "zbłąkana duszyczka na stacji". Przyszła chyba po alkohol, albo inny towar pierwszej potrzeby, w stylu pomidory na wagę. A może sądziła, że zdąży kupić alkohol, uzupełnić braki, dobiec do domku i ... Niestety. Tankując ten gaz o północy patrzyłem na nią... a ona.... Niespodziewanie orientuje się, że już czas, nie zdąży nic kupić, już godzina zero, fajerwerki, huk... Nooowy  rooook !!!! A kobitka stoi przed wejściem do sklepu na stacji benzynowej ;) I tu ciekawa rzecz - nie weszła do środka, stanęła pod jedną ze ścian na zewnątrz i... czekała.
       Skończyłem tankować. Szanowny klient zapłacił za gaz. Moi koledzy wyszli na zewnątrz. Patrzymy w niebo, pięęęęknie wyglądały te pokazy sztucznych ogni. Kolorowe, wielkie, no naprawdę ładne ;) Składamy sobie życzenia... i ta bidulka, co stała pod ścianą też spędzała z nami sylwestra ;) To było bardzo sympatyczne, porozmawiała z nami, pożyczyła wszystkiego dobrego, weszła do sklepu, kupiła zapasy na imprezę i poszła do domku ;)
          Tak więc w tę sylwestrową, niezwykłą noc był na stacji taksówkarz i... był człowiek ;) Dobrego 2014 roku i do zobaczenia na ... stacji benzynowej ;)