Dzień kobiet kojarzy mi się trochę z czasami słusznie minionymi - rajstopy, goździk w prezencie i takie trochę paździerzowe komunistyczne klimaty. No cóż...
To wyjątkowe święto płci przepięknej spędziłem... w pracy. I nie ma w tym niczego niezwykłego... W zasadzie, to nic się nie działo, dzień jak co dzień. Od czasu do czasu jakaś niewiasta dostawała rabat. Aż tu nagle...
Do kasy podchodzi para... On - pachnący, świetnie ubrany, uczesany, błyszczący... Pomyślałem - ma gust, styl, hmmm klasa... Ona? Delikatny makijaż, zmysłowe perfumy, stylizacja dobrana do urody i pogody... no po prostu para jak z okładki. Zapatrzeni w siebie, szczęśliwi, bogaci...
Zatankowali swoje przepiękne błyszczące w słońcu auto... Pan wyciągnął błyszczącą tłustą kartę płatniczą... Pani omiatała błyszczącym wzrokiem swojego mężczyznę... I wtedy ŁUUUUP!!!! Jak grom z jasnego nieeebaaaa!!!!! On powiedział:
- Kochanie, wiesz co?
- No co Misiaczku?
- Dzisiaj jest dzień kobiet, nie? No to weź sobie wybierz co chcesz. Co byś zjadła? Hot doga, hamburgera, co? No weź coś, szybko mów no...
- Ooooo!!! - wykrzynkęła - to ja tortillę se wezmę.
Ewidentnie sprawiała wrażenie zaszczyconej propozycją ukochanego. Patrzyłem na to i nie wierzyłem, bo gdybym zabrał swoją dziewczynę na stacje benzynową z okazji dnia kobiet, jak mniemam na obiad - to spaliłbym się ze wstydu i na miejscu tej dziewczynki podziękowałbym za współpracę... Romantyczna tortilla na stacji tylko we dwoje... i w otoczeniu benzynowego tłumu tankujących i pracowników stacji...
P.S. Romantyzm nie jedno ma imię...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz